Krytycznie o wystawach psów
Jako dziecko bardzo lubiłem psie wystawy. To była okazja żeby popatrzeć na zwierzaki, których nie spotykałem na ulicach. Czasem można było je pogłaskać. Było to ciekawe.
Odkąd muszę brać w nich udział jako wystawca, mam bardzo krytyczny stosunek do tych imprez. Towarzystwo wzajemnej adoracji. Układy, układziki. Wystawa klatek, kontenerów albo namiotów. Psy schowane. Wyciągane tylko na ring. Dwa kółka, rozmowa z sędzią. I do klatki. Bardzo często zła organizacja. Mógłbym tak jeszcze długo.
Publiczności na wystawach prawie nie ma. Nie dziwię się. Transportery można obejrzeć w sklepie zoologicznym. Co się dzieje na ringu? Dlaczego ten pies wygrał, a tamten przegrał? Poza specjalistami nie wie nikt. Nie ma jasnych reguł. Nie ma informacji.
Już sama akcja "muszę zrobić psa na wystawę" budzi we mnie złe emocje. Godziny przygotowań (które na pewno nie są szczytem marzeń żadnego psa), godziny spędzone w tumulcie, zamieszaniu, na pewno nie są warte 2 okrążeń ringu.
Na pewno wystawy w takim kształcie jak są nie są naturalną prezentacją psa. Gdzie możliwość wykazania się przez lagotto współpracą z człowiekiem? Wytaplania się w kałuży? Albo wykopania dołka? Jeśli "lagotto nie powinno ćwiczyć noseworku, bo na wystawie nie będzie trzymał głowy w górze" to coś jest nie w porządku. Takie zdanie usłyszałem od postaci znanej w świecie kynologicznym i kompletnie się z nim nie zgadzam.
Maj 2019 roku. Mam za sobą udział w blisko stu wystawach jako wystawca lagotto. I dobrze wspominam tylko dwie. Wystawa na Łotwie, w Rydze, w 2016 roku. Świetna organizacja. Jeśli w katalogu było napisane, że lagotto wchodzą na ring o 11:17 to o 11:17 lagotto wchodziło na ring. I wystawa w Warszawie-Nadarzynie w kwietniu 2018 - za przygotowanie strefy hodowców. Do dyspozycji były stoiska targowe, gdzie w spokoju i komfortowych warunkach można było porozmawiać z zainteresowanymi rasą. Pozostałe wystawy - do zapomnienia w chwili wyjścia.
|