Blaski bycia hodowcą lagotto
Hodowcą lagotto zostałem niejako przy okazji. Polubiłem to. Małe, wełniane i zwariowane potworki to jedna strona tego medalu. Drugą są nawiązane znajomości.
To mi się najbardziej podoba, że jadę 200 km w jedną stronę, żeby na 2-3 godziny spotkać się z "naszym szczeniakiem" i jego Ludźmi. Ten szczeniak po 3 latach wita mnie serdecznie jak dobrego kumpla :)
Fajnie jest, będąc w trasie, zadzwonić "do szczeniaka" i zapytać czy za 15 minut można wstąpić na kawę. I być przyjętym serdecznie i ciepło.
Albo w kuluarach wystawy spotkać osoby zainteresowane rasą i wręczając wizytówkę usłyszeć, że to "najważniejsze nazwisko wśród polskich lagotto". Tu, z wrodzoną sobie skromnością, mogę dodać że cieszy nas bycie jednymi z najważniejszych.
Dzięki lagotto poznałem mnóstwo fajnych ludzi. Często są to tylko wirtualne znajomości, ale jakże przyjemnie jest się spotkać "w realu", zwykle poznając się "po psie" :)
Lubię też swoją rolę administratora grupy Lagotto Romagnolo w Polsce. Staram się wprowadzić tam trochę humoru, czasem rozładować niepotrzebne emocje.
Hodowanie lagotto to także odpowiedzialność za rasę. Dlatego szczególnie bolą mnie przykre sytuacje spotykające te psy. Z różnym skutkiem staram się im pomóc. Niestety, zdaję sobie sprawę, że rosnąca popularność rasy spowoduje, że takich pokręconych lagotkowych życiorysów będzie coraz więcej...
|